Nawet nie wiem kiedy mój ogród stał się dojrzały. Wraz z ogrodem dojrzałam i ja. Przez lata zakładałam kwietne rabaty i dziki klimat. Malutki świerk stał się potężnym drzewem a drobne cisy wielkimi kulami. Kiedy? Nie wiem. Na początku latałam jak kot z pęcherzem licząc centymetry przyrostu zielonych gałązek a potem ? Zapomniałam? A może dobrze mi się zrobiło w tym dojrzałym ogrodzie? Z tego leniwego wyrwały mnie kleszcze. Z roku na rok było ich więcej. Ogród zaczął się mi się jawić jako miejsce zasadzek tych sprytnych krwiopijców. A przecież to miało być miejsce bezpieczne, dające ukojenie i chwile wytchnienia. Postawiliśmy na zmiany. Usunęliśmy leszczyny i część krzewów. Zlikwidowaliśmy znaczną część rabat i wprowadziliśmy żwir tam gdzie chodzimy najczęściej. Czy pomogło? Tak ale nie w 100 procentach. Nadal jesteśmy czujni i knujemy dalsze plany. Więcej roślin antykleszczowych, mniej chwastowiska i więcej żwiru.